• Parę słów wstępu
  • Pierwsze wrażenia
  • Royal Brayka Beach i okolice
  • Plaża, zatoka i rafa
  • Lokalne wypady
  • Słowo na koniec

  •    Galeria z podwodnej Brayki
       Księga Gości i komentarze

    Strona Główna

    (c) xaltuton 2013
    MARSA ALAM

    Pierwsze wrażenia




    Bliżej nieokreślona dzielnica Kairu.
           Dlaczego akurat Marsa Alam, a nie np. Sharm el Sheikh? Odpowiedź jest bardzo prosta - rafa. Po wersji "demo" w Hurghadzie chcieliśmy zobaczyć pełnowartościowy produkt. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że zarówno w Sharmie, jak i Hurghadzie, nie ma wspanialych raf, ale, zdaniem wielu, to jednak w Marsa Alam są te najpiękniejsze w Egipcie. No cóż, postanowiliśmy zatem zawierzyć obiegowej opinii... Pozostał jeszcze jedynie wybór hotelu - po szybkim przejrzeniu ofert oraz zasięgnięciu informacji wśród ludzi, którzy tam byli, na placu boju pozostały dwa hotele - Royal Brayka Beach oraz Swiss Inn (stary Sol Y Mar). Przyznaję, wybór był bardzo ciężki, właściwie do ostatniej chwili nie byliśmy na 100% zdecydowani. Cena hoteli była identyczna, obydwa hotele miały bardzo dobrą opinię, do tego zatoki, nad którymi są położone, szczycą się pięknymi rafami... W końcu jednak trzeba było dokonać wyboru - padło na nową Braykę, czyli Royal Brayka Beach. Trudno mi stwierdzić, dlaczego z tych dwóch hoteli wygrał właśnie ten (czy już pisałem, że wybór był niesamowicie trudny?), być może ostatecznie szalę zwycięstwa przeważyła informacja o bardziej kameralnym miejscu...
           Przeglądając katalogi biur podróży z propozycjami na Royal Braykę, Itaka okazała się mieć najtańszą ofertę, więc przynajmniej w tym temacie nie było żadnych dylematów. Trochę martwił wylot o 22, ale jeśli o to chodzi, nie mieliśmy wyboru. Na dwa dni przed dostaliśmy telefon z centrali, że nasz lot będzie przyśpieszony o 2 godziny. To była bardzo dobra wiadomość. No i tak też się stało - wystartowaliśmy z Okęcia Boeingiem 737-800 tuż przed ósmą wieczorem, na pokładzie zawitał prawie komplet pasażerów, wolnych zostało tylko kilkanaście miejsc. Lot nocą nie wniósł nic ciekawego do podróży, dopiero roziskrzony pod samolotem 25 milionowy Kair wyrwał część ludzi ze snu. Jeszcze niecała godzina lotu (w sumie trochę ponad cztery) i lądujemy w Marsa Alam. Temperatura w nocy powyżej 30 stopni daje przedsmak tego, co będzie w dzień... :-) Lotnisko jest bardzo małe, sala przylotów w ogóle sprawia wrażenie dworca autobusowego w Wygwizdowie Leśnym. Okienko po wizę (15$) otwarte jedno, więc kolejka robi się nieprzyzwoicie długa. W końcu jednak wszystkie formalności udaje się załatwić, odbieramy niezagubione bagaże, spotykamy rezydenta Itaki, który kieruje nas do właściwego autobusu i po chwili ruszamy do naszego hotelu... 40 minut jazdy przez pustynię wystarcza, żebyśmy w końcu zobaczyli na własne oczy nasz ciężko wybrany hotel...


    Wyjazd z hotelu.

           Recepcja hotelu może lekko rozczarowywać, zwłaszcza, jak się ją porówna do tej z Titanic Beach w Hurghadzie, ale przecież to tylko miejsce przejściowe... Już w drzwiach mój organizm sygnalizuje, że chyba coś się stało z klimatyzacją, bo zupełnie nie czuć efektów jej działania (być może była wyłączana tylko na noc, bo w dzień w recepcji było chłodniej). Wzorem z lotniska trzeba uzupełnić jakiś kwit... z wypełnionym ustawiamy się w kolejkę po kartę pokoju. Tu w pewnym momencie przemiły recepcjonista (świat byłby weselszy i piękniejszy, gdyby tylko tacy ludzie pracowali) na głos oznajmia, żebyśmy nie prosili o lepsze pokoje ani nie wkladali $ do paszportów, bo... wszyscy dostaną dobre pokoje :-) No zobaczymy... Miłym akcentem na powitanie jest otwarta specjalnie dla nas restauracja (normalnie czynna tylko do 22) - wybór jedzenia o tej porze co prawda bardzo skromny, ale dla tych co nie mogą zasnąć z pustym żołądkiem, może okazać się to bezcenne...


    Nad recepcją.

           Po szybkim posiłku i przyznaniu numeru pokoju czekamy, aż ktoś nas zaprowadzi i zawiezie nasz bagaż. Jak zwykle trwa to nieprzyzwoicie długo, a po pierwszej w nocy wydaje się dłużyć niemiłosiernie. W końcu się udaje - stajemy pod numerem 2263. Wchodzimy do pokoju, wszystko jest czyste, nowe, pokój przypomina układem ten z Titanica, to prawie jego kopia... Po lewej szafa w korytarzu, darmowy sejf, po prawej łazienka - duże lustro, suszarka do włosów, prysznic ze zdejmowaną rączką (co mnie najbardziej cieszy, nie podzielam rozwiązań z zamontowanym na stałe prysznicem). Dalej pokój - dwa osobno stojące łóżka (złączą je, jeśli poprosicie), na wprost dwa fotele, duża szafka z lustrem nad, telewizor LCD (TV polonia w kiepskiej jakości), mała lodówka, klimatyzacja w zabudowie. No i duży balkon - wychodzimy sprawdzić, czy rzeczywiście "wszyscy dostaną dobre pokoje" :-)

    Pokój 2263.
           Z balkonu widzimy całą zatokę i morze... zazwyczaj nie dbamy o to, ale mimo to robi się nam bardzo przyjemnie. Na balkonie stoi stolik i dwa krzesła. Całość sprawia bardzo dobre wrażenie - tutaj od razu dodam, że po tygodniu pobytu zdania nie zmieniam. I skoro już jestem przy opisie pokoju - to jest oczywiście codziennie sprzątany, ręczniki rzucone na podłogę wymieniane na nowe, codziennie też dostajemy półtoralitrową butelkę wody niegazowej (w all inclusive). Nic dodatkowo oprócz jednej wody nam do pokoju nie przynoszono.
           Ponieważ wskazówki zegara dobijały się już do drugiej godziny, czas było oddać się zasłużonemu odpoczynkowi. Materace są co prawda dość twarde, ale śpi się na nich wygodnie :-)


    Wróć Dalej