• Parę słów wstępu
  • Pierwsze wrażenia
  • Royal Brayka Beach i okolice
  • Plaża, zatoka i rafa
  • Lokalne wypady
  • Słowo na koniec

  •    Galeria z podwodnej Brayki
       Księga Gości i komentarze

    Strona Główna

    (c) xaltuton 2013
    MARSA ALAM

    Lokalne wypady





           Ponieważ nie chcieliśmy całego tygodnia spędzić tylko nad zatoką Brayki, więc zdecydowaliśmy się wykupić jakieś dodatkowe wyjazdy. W Marsa Alam z racji specyfiki rozmieszczenia hoteli (duże odległości pomiędzy poszczególnymi hotelami) lokalne biura turystyczne mają utudnione pole działania i przez to praktycznie tam nie istnieją. Jedyne, które naprędce znaleźliśmy, to lmegypt - http://www.lmegypt.com, niemniej ostatecznie zdecydowaliśmy się nurkowanie oraz Super Quady wziąć z Itaki. Itaka w gratisie przy wykupionych u nich dwóch wycieczkach dodaje wyjazd do El Quseir - najstarszego miasta nad Morzem Czerwonym. Do tej pory kosztowało to u nich 35$, ale widocznie z braku chętnych zrobili wycieczkę mającą skłonić do zakupu innych...

    Centrum El Quseir.

           Od razu warto tutaj wspomnieć, że zarówno w przypadku quadów jak i El Quseir (a i pewnie wielu innych wycieczek również) bardzo długo trwa transfer do miejsca przeznaczenia - autobus/bus jeździ po hotelach i zbiera ludzi, a ponieważ, jak wspomniałem, odległości są znaczne pomiędzy hotelami, zanim zbiorą komplet pasażerów, można spokojnie sobie pospać. Najgorzej mają ci z Brayki, bo to od nich zaczyna się wycieczka - przykładowo na Super Quady w Brayce trzeba już się stawić w recepcji po 12, a w przypadku innych hoteli nawet po 14. To samo później - po wycieczce niektórzy są już w hotelu o 21, a my - po 23. Przyznam szczerze, że to dość mocno mnie zniechęcało, bo parę godzin jest straconych (wycieczki na początku jeżdżą cały czas tą samą, jedyną w okolicy drogą, więc ile razy można oglądać to samo?). Moim zdaniem to jest największy minus lokalnych wycieczek.

    Centrum El Quseir.

           Jeśli chodzi o El Quseir, wycieczka trwa grubo ponad pół dnia i jest dużo jazdy. Samo El Quseir jest ciekawe, autobus na chwilę zatrzymuje się przy również najstarszym porcie nad Morzem Czerwonym, potem wycieczka dociera do świątyni koptyjskiej i meczetu, nastepnie zawożą nas do zaprzyjaźnionego sklepu, gdzie możemy kupić jakieś pamiątki (taniej niż w hotelu i większy wybór), potem jest kolejny sklep z przyprawami (klasyczny schemat działania jak w Luksorze - zawozimy ekipę turystów do sklepu, tam następuje prezentacja produktów i kupowanie towaru). Na koniec jest około godzina wolnego w samym centrum miejscowości - i tak naprawdę ta część wycieczki była najlepsza. Godzina to wystarczająca ilość czasu, żeby nas zmęczyli lokalni sklepikarze, za to w tym czasie możemy zobaczyć prawdziwe egipskie życie - to coś dla lubiących lokalny folklor i klimat.

    W meczecie...

           Tych, co sobie naostrzyli zęby na zakupy a nie maja gotówki przy sobie informuję, że w El Quseir jest bankomat i autobus na prośbę może się przy nim zatrzymać. W drodze powrotnej zajeżdżamy jeszcze, kiedy jest już ciemno, do Port Ghalib i tu też mamy jakieś 45 minut wolnego czasu na zakupy i na spacer nadmorską promenadą (tak naprawdę ilość wolnego czasu jest ustalana na bieżąco i można ją modyfikować). Ogólnie rzecz ujmując moim zdaniem wycieczka dyskusyjna jesli chodzi o 35$, ale w gratisie warto się na nią wybrać.

           Super Quady. Ponieważ quady w Hurghadzie bardzo nam się podobały, postanowilismy skonfrontować wspomnienia z lokalnymi realiami. I znowu wyjazd mamy w południe i czeka nas długi transfer do miejsca startu. Super Quady z Itaki startują z miejsca oddalonego o 15 minut jazdy od Port Ghalib. Na miejscu startu stoi mały budynek, tutaj podpisujemy oświadczenie, że jeżeli nie będziemy się stosowali do regulaminu, to organizatorzy są zwolnienia z odpowiedzialności i jedziemy na własne ryzyko. Dla zapominalskich jest możliwość kupienia na miejscu chust na głowę (arafatek) za "jedyne" 10$ :-) Arafatkę mieć warto - piasek sypie niemiłosiernie i jak ktoś nie jest fanem piasku w oczach, ustach, nosie i uszach, to lepiej, żeby ją założył. Do tego obowiązkowo okulary. Reszta ubioru dowolna - ja kierowałem w sandałach i nadal uważam, że pełne buty są zbędne.

    Na quadach.

           Obowiązkowe są też kaski i jasno-zielone kamizelki odblaskowe, ale... no właśnie, wszystkim kazali nakładać kaski, ale przecież podpisałem wcześniej kwit, że odpowiedzialność biorę na siebie. Nie chcę kasku! Chwila rozmowy i jako jedynym pozwalają nam jechać bez - zawsze to lżej na głowie w ten upał! Tym razem na quadzie jedziemy we dwójkę, osoba z tyłu zakłada kamizelkę odblaskową i tu się nie upieramy. I znowu quady to jednoosobowe Hondy, zdaje się, że dokładnie ten sam model co w Hurghadzie. Kawalkada liczy około 20 pojazdów i po chwili powoli ruszamy. Odległość do pokonania w jedną stronę to wg przewodnika około 25 kilometrów, trasa jest bardzo ciekawa (fajniejsza, niż w Hurghadzie), w połowie jest krótki postój. Jak zwykle nie można wyprzedzać, trzeba jechać gęsiego itd. Cały czas jadącą grupę pilotują na quadach ludzie z Amore Safari, którzy dbają o nasze bezpieczeństwo. Dodatkowo z nimi jedzie kamerzysta i podczas całej drogi kręci film (koszt filmu to bodajże 35$). Miejsce mety to, och co za niespodzianka, wioska beduińska. Ta akurat dość fajna, ale oczywiście komercja na lewo i prawo. Tu mamy trochę czasu aż do zachodu słońca. Zanim skryje się za górami, podziwiamy: miejsce modlitw, terrarium z wężami, pokaz parzenia miejscowej kawy, wypiekania placków, jazdę na wielbłądach (około 200-300 metrów i powrót), 40 metrową studnię, z której jest czerpana woda do pojenia wielbłądów, hodowlę miejscowych kóz. W wiosce jest sklepik, gdzie możemy kupić jakieś drobne produkty spożywcze oraz napoje, w wiatach dostępna jest też chłodna, darmowa woda w dużych baniakach, więc możemy uzupełnić nasze zapasy.

    Miejsce mety quadów.

           Zachód słońca podziwiamy z małego wzniesienia obok - widok jest bardzo ciekawy. Po zachodzie słońca szybko zapadają ciemności, a my siadamy do specjalnych stolików na miejscowy pokaz muzyczny oraz tańca... w międzyczasie dostępny jest, w cenie wycieczki, szwedzki stół z jedzeniem - wybór jak na pustynię bogaty. Tuż przed wyjazdem oglądamy jeszcze, przez ustawiony na środku placu teleskop, Saturna (a nie, jak jest opisane w przewodniku, gwiazdy :-) ) Powrót następuje już w egipskich ciemnościach - i już na początku wiadomo, po co są kamizelki odblaskowe. Na 20 quadów tylko dwa miały działające światła stopu, natomiast żaden nie miał tylnych świateł :-) Gdyby nie kamizelki, bardzo łatwo byłoby wpaść na pojazd przed nami (założone nocą przeciwsłoneczne okulary raczej nie polepszają widoczności). Dla bardzo zmęczonych czy bojących się jechać nocą istnieje teoretycznie możliwość powrotu z wioski Jeepem - tak przynajmniej wracała jedna z uczestniczek naszego safari, która wybrała się z dwójką dzieci (2 i 4 latka) i z ich powodu nie mogła kontynuować jazdy powrotnej quadem. Bardzo przy tym żałowała, że zabrała tak małe dzieci na wyjazd twierdząc, że są zdecydowanie za małe na takie trudy wyprawy. Jakby ktoś chciał zabrać na Super Quady swoje maluchy, powinien to być może rozważyć...
           Super Quady ogólnie bardzo nam się podobały, zwłaszcza okolice, po którym jechaliśmy, niemniej lojalnie muszę napisać, że wyjazd jest dość męczący. I znowu najgorszy był powrotny transfer - w Brayce pojawiliśmy się dopiero po 23 (w opisie wycieczki jest napisane, że powrót następuje 20-21).

    Pod wodą...

           Nurkowanie. Itaka nurkowanie "przeprowadza" w zatoce Gebel El Rosas hotelu Oriental, w Ducks Diving Center, tj. około 15 minut spacerkiem obok Brayki. W przeddzień pod drzwiami pokoju znaleźliśmy kopertę z listem od rezydentki, że z powodu od niej niezależnego, nurkowanie zostaje przesunięte z 8 rano ma 10. Transfer trwa 2 minuty (co za ulga!), szybkie przygotowanie sprzętu, krótka rozmowa z miejscowym instruktorem i dajemy nura pod wodę na prawie godzinę. O dziwo żółwie w tej zatoce widzimy dopiero potem, podczas zwykłego snurkowania. Po nurkowaniu możemy zostać na miejscowej plaży, są tu parasole i jest przyjemnie pustawo. Powiadamiamy przy tym kierowcę, że rezygnujemy z powrotnego transferu i wrócimy do Brayki piechotą. Spędzamy nad tą zatoką ponad pół dnia i sądzę, że gdybyśmy w Marsa Alam byli dwa tygodnie zamiast jednego, to byśmy jeszcze wrócili w to miejsce...
           Itaka oczywiście ma w ofercie całą masę innych wyjazdów, ale z racji krótkiego pobytu i pięknej rafy w Brayce, trochę nam szkoda było czasu. Z opowieści innych wynika, że wycieczką wartą wykupienia jest Marsa Imbarak, podczas której można zobaczyć dugonga i sporo żółwi. Oczywiście jest też Luxor (z Marsa Alam jest najbliżej do niego, bliżej niż z Hurghady), Asuan i Abu Simbel, wyspy Qulaan itd., całą ofertę dostaniecie zresztą od rezydenta już w autobusie na lotnisku.


    Panorama zatoki Gebel El Rosas hotelu Oriental Bay. Po prawej stronie widoczna plaża Ducks Diver Center.

    Ceny oczywiście są odpowiednio wyższe, więc jeśli komuś wydadzą się za drogie, to może spróbować skontaktować się z lokalnym biurem organizującym takie (lub podobne) wyjazdy (przyznam, nam tym razem się za bardzo nie chciało i poszliśmy na łatwiznę :-) ) Godnym polecenia (z relacji wielu osób) jest polskie centrum nurkowe 3Will, wspominam o nim, bo wielokrotnie słyszałem o nich pochlebne opinie. Istniało (istnieje?) też inne polskie centrum nurkowe, Avalon, ale ponoć po miejscowych zatargach zwinęli swoje żagle z Marsa Alam.

    Plaża Abbu Dabbab. Z tle hotel Swiss Inn.

           I to właściwie wszystkie zorganizowane wyjazdy, na których byliśmy. We własnym zakresie pojechaliśmy jeszcze nad zatokę Abu Dabbab. W recepcji zamówiliśmy taksówkę (20 euro od osoby!, cenę można delikatnie zbić), koszt obejmuje podróż w dwie strony oraz opłatę za wejście na plażę. Niestety, ale ceny transportu w Marsa Alam są zupełnie inne niż w Hurghadzie. Jazda z Brayki trwa około 15 minut, należy też wcześniej podać, o której godzinie chcemy mieć podstawiony powrotny transport. Płacimy po powrocie. I tyle. Kto nie był w Abu Dabbab powinien tam się wybrać. Sama zatoka jest o wiele większa od tej z Brayki, bardzo piaszczysta, rafy są nie mniej okazałe, dodatkowo możemy spotkać żółwie, ponoć pojawia się również dugong. Wzdłuż plaży są sklepiki, więc istnieje możliwość zakupów. Myślę, że nasz kolejny wyjazd do Marsa Alam będzie właśnie do Swiss Inn przy Abu Dabbab.


    Wróć Dalej