Gran Canaria
Teneryfa
• Księga Gości i komentarze • Strona Główna (c) xaltuton 2013 ![]() |
Teneryfa Wyspa ![]() Panorama starego krateru Teide Teneryfa to największa wyspa archipelagu wysp Kanaryjskich, więc chcąc ją poznać (a obok nurkowania był to nasz drugi główny cel) czekało nas sporo jazdy - i rzeczywiście, po wyspie przejechaliśmy ponad 900 km. Tak naprawdę zabrakło nas tylko na północnym-zachodzie. Naszymi głównymi celami był oczywiście wulkan Teide [1] oraz otaczające go tereny, a także wizytówkowy wąwóz Masca, przy czym jeśli chodzi o Teide, to chcieliśmy spędzić trochę czasu na szlakach, a nie tylko zadowolić się wjazdem i zjazdem z wulkanu. Pierwotnie naszym celem było też wejście na sam jego wierzchołek (tym, którzy nie wiedzą: na wulkan Teide kursuje kolejka, jednak nie dojeżdża ona na sam jego szczyt, ale zatrzymuje się 163 metry poniżej; aby dostać się na samą górę trzeba przesiąść się potem na własne nogi). ![]() Wierzchołek Teide z poziomu górnej stacji kolejki Zła wiadomość jest taka, że o ile planujemy dalszą wędrówkę pod górę, to musimy mieć pozwolenie. Teide i tereny wokół leżą na terenie parku narodowego (Parque Nacional del Teide) i jeśli chcemy dotrzeć na sam wierzchołek wulkanu, to niestety ale będziemy potrzebowali zgody na tę wędrówkę - za stacją kolejki jest budynek, obok którego się przechodzi i tam sprawdzą nasze przepustki. Aby taką dostać, należy wcześniej się zarejesterować - możemy to zrobić na oficjalnej stronie pod tym adresem. Warto to jednak zrobić z dużym wyprzedzeniem, ponieważ jeśli odłożycie to na ostatnią chwilę, prawdopodobnie nie będzie już wolnych miejsc. Tak było w naszym przypadku - na początku udało nam się co prawda zarezerwować miejsca ma poranne wejście, ale kiedy tylko przesunęliśmy termin naszego pobytu na Kanarach o tydzień, to okazało się, że w międzyczasie zostały zarezerowane wszystkie terminy już parę tygodni do przodu i... z naszego wejścia nici. Radzę więc tematem zainteresować się z co najmniej miesięcznym wyprzedzeniem (a w sezonie pewnie i znacznie wcześniejszym). Rezerwacja jest bezpłatna, należy jednak podać dane osobowe i o ile dobrze pamiętam, numery paszportów/dowodów osobistych. Pewnym rozwiązaniem braku miejsca może być wykup wycieczki u lokalnego rezydenta już na miejscu w hotelu wraz z wszystkimi minusami tego rozwiązania (cena, uzależnienie się od grupy). ![]() Dolna stacja kolejki widoczna od strony wschodniej O ile wejście na sam wierzchołek wymaga pozwolenia, o tyle wjazd kolejką pod szczyt już nie. Chciałbym to wyraźnie zaakcentować, bo w sieci spotykałem się czasami ze sprzecznymi informacjami - wjazd kolejką NIE WYMAGA pozwoleń, po prostu jedziemy pod wyciąg, kupujemy tam bilet i po wystaniu swojego w kolejce, pakujemy się do wagonika. Wszystko. Aby się dostać do stacji kolejki, należy wjechać na drogę TF-21 i kierować się nią w kierunku centrum wyspy. Już sama droga jest bardzo ciekawa i urozmaicona bo wyjeżdża się nią na wysokość ponad 2 km n.p.m. Jadąc od strony północnej miniemy tzw. Morze Chmur, miejsce, gdzie ponoć zawsze w zakolu wyspy gromadzą się chmury, potem droga przebiega między innymi przez potężne pola popękanych skał powstałych po erupcji wulkanu. ![]() Roque Chinchado Od strony południowej TF-21 jest nie mniej ciekawa, np. zobaczymy niesamowite widoki rosnących na zastygłej lawie drzew, a kiedy zbliżymy się do samego wulkanu, krajobraz się zmieni i będziemy mogli podziwiać niezwykłe formacje skalne (np. Roque Chinchado - trzeba zjechać z głównej drogi w lewo, ale naprawdę warto!). Niezależnie jednak z której strony podjedziemy pod wulkan, to sugeruję zjazd drugą stroną, lub wręcz przejechanie całej drogi jeszcze raz, bo wrażenia pozostają niezapomniane. Po drodze jest wiele miejsc, gdzie możemy się zatrzymać samochodem, a sama dolna stacja kolejki widnieje z daleka nad drogą i nie da się jej przegapić. Na dole zaczyna się parking (częściowo darmowy), który ciągnie się do góry pod samą stację. Oczywiście im wyżej tym jest mniejsza szansa na dobre miejsce parkingowe, po pewnym czasie nawet na dole zaczynało brakować miejsc. ![]() Parking przy stacji kolejki My jednak jedziemy dalej na południe i po 3-4 kilometrach zostawiamy samochód na malutkim parkingu przy zejściu szlaku - dochodzimy bowiem do wniosku, że lepiej teraz piechotą dojść do kolejki niż potem zmęczonym wracać asfaltem do samochodu. Miałem nadzieję, że do stacji ktoś nas teraz podwiezie, niestety, ale w tym kraju chyba nie wiedzą to jest autostop. Pomimo, że minęło nas w tym czasie kilkadziesiąt samochodów, nikt się nie zatrzymał. Przykre, ale wspominam o tym dlatego, żebyście się nie zdziwli, kiedy zaplanujecie powrót ze szlaku w innym miejscu niż zostawiliście samochód i nikt Was po drodze nie zabierze... Wagoniki zabierają maksymalnie 44 osoby i jeżdżą co kilkanaście minut, więc kolejka ludzi dość szybko topnieje (kolej jest czynna w godzinach 9-16, pod warunkiem, że nia ma złej pogody albo nie wieje duży wiatr). Kurs w jedną (dowolną) stronę kosztuje 12,5 euro za jedną osobę, w dwie strony - 25. Wagonik pokonuje różnicę 1199 metrów, czas przejazdu to około 8 minut (prędkość także 8 m/s) i wysiadamy na wysokości 3555 m.n.p.m (start z 2356 m.n.p.m., łączna pokonana odległość to 2482 metry). Na górze, pomimo upału na dole, jest wyraźnie rześko a nawet zimno - ale jesteśmy przecież na znacznej wysokości, więc to nie dziwi. Radzę jednak wziąć pod uwagę tę informację bo na górze można po prostu... zmarznąć, potrafi też wiać przejmujący wiatr. A widok z góry? ![]() Panorama z górnej stacji kolejki (3555 m.n.p.m.). Widoczny stary krater. Oczywiście, że niesamowity. Jesteśmy na najwyższym szczycie Hiszpanii oraz jednocześnie najwyższym szczycie wysp Atlantyku, więc nie może być inaczej... W dole, w kierunku, z którego wjechaliśmy kolejką, widać wyraźnie stary krater Teide, widok tworzy rozległą panoramę i w tym momencie mamy bardzo duże pole do popisu dla naszych wyobraźni :-) ![]() Mnie, oczywiście jak zwykle w takich miejscach, mózg podsuwa widoki pióropuszy ognia i dymu strzelającego wieki temu kilometry w górę oraz ruszające się stoki góry spływające wypluwaną z wnętrza ziemi magmą, oczyma wyobraźni widzę jak się zmienia wokół sceneria, jak jęzory lawy dosięgają dolnych partii wulkanu i kształtują nowy krajobraz... przed moim wzrokiem nie umykają ogromne głazy i bloki skalne wyrzucane ze środka krateru na wiele kilometrów wokół oraz potężna wulkaniczna ekshalacja niszcząca całe życie wokół... mogłbym tak stać i trwać w tej przeszłości dość długo, ale planujemy przecież zejście szlakiem na dół, więc czas wracać do rzeczywistości i powoli zacząć się zbierać. Na górze jest razem z nami sporo ludzi, ale w miarę oddalania się do stacji kolejki tłum topnieje, w końcu na szlaku zostajemy praktycznie sami. Podczas naszego parogodzinnego zejścia mijamy dosłownie kilkanaście osób, co oczywiście bardzo nas cieszy - okazuje się, że co prawda do góry z pozwoleniami poszło dość sporo osób, za to na dół chętnych bardzo niewielu, po prostu zdecydowana większość wybiera powrót tą samą drogą, czyli kolejką. ![]() Na szlaku nr 11 Nasz szlak wiedzie w pierwszej fazie dokładnie na wschód (szlak nr 11 i 7) w kierunku na Montana Blanca, a potem na południe w stronę drogi TF-21. Na początu długo poruszamy się wśród zastygłych głazów lawy, pomiędzy którymi prowadzi wyraźna ścieżka. Droga jest łatwa i przyjemna pod warunkiem, że mamy dobre i wygodne buty za kostkę; w wielu miejscach można wykręcić sobie stopę, więc odradzam wyruszanie na trasę np. w sandałach - myśmy na Kanary wzięli po prostu ze sobą nasze buty trekkingowe, w których normalnie chodzimy po górach i zdecydowanie się przydały. Po zejściu w dół prawie 300 metrów, na wysokości 3260 m.n.p.m. natykamy się na schronisko (Refugio de Altavista), gdzie możemy sobie kulturalnie odpocząć na ławce i skorzystać z postawionego tutaj automatu z napojami, ciastkami, batonami itp. Schronisko jest samoobsługowe i nikogo tam nie zastaliśmy. Poniżej schroniska jeszcze dość długi kawałek schodzi się wśród skał, które w pewnym momencie ustępują miejsca kamieniom i piaskowi - czasami można się z nimi zsunąć w dół, więc warto zdwoić uwagę. Po ok. 2h. marszu docieramy do rozstaju dróg i tutaj następuje pewna konsternacja - z powodu braku prawidłowych oznaczeń wybieramy kierunek, który wydaje się nam najbardziej prawdopodobny. Niestety, ale po zatoczeniu kółka, po pół godzinie wracamy do miejsca startu :-) No cóż, to fragment szlaku, którego końcem jest początek... ![]() Cel wędrówki Zostaje nam więc marsz drugą trasą, w lewo. Od tego momentu poruszamy się bardziej jakąś drogą niż ścieżką, w pewny momencie droga się rozdwaja, a te rozdwojone dalej się rozdwajają i... zero jakichkolwiek oznaczeń szlaku. Co prawda w dole widać przebiegającą asfaltową drogę, po której jeżdżą samochody, ale jest ona bardzo daleko i niewiele nam to pomaga. Ponieważ jednak pamiętamy, że szlak powinien prowadzić na południe, ciągle wybieramy drogi w tym kierunku (czyli odbijające w prawo), żeby po 4 godzinach, po dość szybkim na końcu marszu, dojść w końcu do samochodu. Uwagi po? Szlak niezbyt męczący, chociaż pokonuje się dużą różnicę wysokości (z drogą ciągle w dół), ale w dolnej części bardzo kiepsko oznaczony (lub w ogóle nie oznaczony, ja od pewnego momentu nie widziałem żadnych znaków). ![]() Gdzieś w połowie drogi... ![]() Dolny fragment szlaku Myśmy byli dwa razy w okolicy krateru i za każdym razem z wybrzeża nie było widać szczytu, ale wyjeżdżaliśmy ponad ich niski pułap i od razu pojawiał się nad nami niezakłócony błękit nieba. Pojechać tam po prostu trzeba - z perspektywy czasu uważam, że mógłbym nie zobaczyć wielu rzeczy na wyspie, ale rezygnacja z Teide to byłby kardynalny błąd. To jest właśnie jedno z takich miejsc, gdzie po prostu trzeba być, jak się jest na Teneryfie - jak dla mnie atrakcja wyspy numer jeden. Trochę szkoda, że nie weszliśmy na sam wierzchołek, ale nie czuję z tego powodu jakiegoś wielkiego zawodu - może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja. Na koniec opisu tej pasjonującej wycieczki dodam, że ze stacji kolejki, na której się wysiada, na zachód odchodzi też inny szlak oznaczony numerem 12, którym dojdziemy do Pico Viejo, a nastepnie ścieżką 23 możemy zejść do drogi TF-21. Jest to jednak znacznie dłuższa trasa, nad którą w sumie również się zastanawialiśmy, ale z paru powodów (między innymi samochodu) wybraliśmy ten opisany powyżej. Jeśli jednak macie czas, ochotę i lubicie chodzić po górach, to sądzę, że warto go przetestować i odpacząć od upału i plaż na dole :-) ![]() Los Gigantes Innym miejscem wartym koniecznie zobaczenia jest wąwóz Masca [2] znajdujący się na zachodzie wyspy. Jadąc tam od strony hotelu zdecydowanie jednak warto skręcić i zajechać po drodze do Los Gigantes [3] - małego miasteczka słynącego z ogromnych, kilkusetmetrowych klifów (Acantilados de los Gigantes) wpadających wprost do oceanu. Jest to bardzo znane i popularne miejsce na wyspie, a klify te pojawiają sie na wielu pocztówkach z Teneryfy bo rzeczywiście widok jest godny uwiecznienia. Na punkcie widokowym jest mały parking, jakiś sklepik z pamiątkami, trochę gastronomii oraz, jak to zwykle w takich miejscach bywa, luneta do podziwiania skał. Na samym dole zaś jest też plaża i basen, z tym, że do nich nie dotarliśmy. ![]() Masca Wąwóz Masca znajduje się na drodze TF-346, która odchodzi w bok w miejscowości Santiago del Teide (atrakcja jest bardzo dobrze oznaczona). Droga ta oferuje jedne z najbardziej spektakularnych widoków na Teneryfie, a na drodze jest wyodrębnionych parę miejsc postojowych, gdzie można je na spokojnie podziwiać. Warto pojechać też dalej drogą i spojrzeć na przeciwległą stronę doliny, której zbocze swoim wyglądem przypominało nam nieco Machu Picchu :-) Oczywiście wąwóz Masca to nie tylko krajobrazy z góry, ale też widoki z dołu, gdzie przebiega szlak. Niestety, ale szlaku tego nie przeszliśmy więc nie jestem w stanie od siebie nic o nim napisać. ![]() Masca Na koniec pobytu wybraliśmy się do Jaskini Wiatru [4] (Cueva del Viento), która jest najdłuższą jaskinią pochodzenia wulkanicznego w Europie i jedną z najdłuższych na świecie. Co prawda po Maderze byłem dość zniesmaczony takimi klimatami, ale tutaj brzmiało to apetycznie. Dojazd sprawił nam dość duży kłopot z racji tradycyjnego braku znaków i dość niepewnej drogi (pod górę, często bardzo wąsko jak na dojazd do tego typu atrakcji (zastanawialiśmy się, jak tu dojeżdża autokar), na koniec na poboczu pojawiły się jakieś "slumsy", wyglądało, jakbyśmy totalnie zabłądzili - na szczęscie niedaleko budują przedłużenie autostrady więc niedługo powinien być znacznie lepszy dojazd). Sam parking to żwirowy kawałek pola na parę samochodów, jak wysiedliśmy z samochodu to miałem wrażenie, że wjechalismy komuś na prywatne podwórko :-) Cała ta nasza wycieczka w to miejsce od początku była problematyczna, miejsce nie wzbudzało zaufania (można było odnieść wrażenie, że zaraz zza rogu starej chaty wyskoczą "chłopaki z dzielni") więc i finał wycieczki był nieciekawy. "Chłopaki z dzielni" co prawda się nie pojawili, ale za to... niepozorny budynek był zamknięty. Okazało się po prostu, że przyjechalismy już za późno... a na kolejną wizytę w tym miejscu nie starczyło już nam ani czasu ani serca, co wcale oczywiście nie oznacza, że nie warto tutaj wstąpić. Jak jesteście zainteresowani innym finałem niż nas - obok zdjęcie z budynku... ![]() Podążając do jaskini i bedąc w tym rejonie wyspy, po drodze zajechaliśmy zobaczyć "smocze drzewo" (Drago Milenario) [5]. Drzewo ma 17m. wysokości i 6m. średnicy i jest uważane za najstarsze na świecie drzewo z gatunku dracen (jego wiek szacuje się, wg różnych źródeł, na 600-800 lat). Do parku z drzewem wstęp kosztuje parę dobrych euro (nie pamiętam już dokładnie ceny, ale po jej zobaczeniu raczej odechciało nam się kupowania biletu i byliśmy gotowi pożegnać roślinę bez jej zobaczenia...), ale samo drzewo można zobaczyć za darmo z placu Plaza de Lorenzo Caceres, na co wpadliśmy zupełnie przypadkiem. Cała atrakcja jest jednak tak zorganizowana, że po przyjechaniu (przynajmniej z jednej strony) można odnieść wrażenie, że bez biletu się nie da... W ogóle całość była bardzo oblegana, co mnie trochę dziwiło, a za chwilę, kiedy ciężko było znaleźć miejsce do zaparkowania, denerwowało :-) W końcu zostawiliśmy samochód w jakimś podziemnym, płatnym parkingu - zaparkowanie na wąskich uliczkach wymagało od nas zbyt wielkego szczęścia... Ogólnie miejsce ciekawe, ale niespecjalnie warte jechania (pomijam tutaj park, w którym nie byliśmy). ![]() Smocze drzewo Na wyspie jest też parę atrakcji, do których nie dotarliśmy (np. Punta de Teno) lub niezbyt nas interesowały (np. park wodny Siam Park), ale osiem dni to wcale nie tak dużo, zwłaszcza, jak weźmie się pod uwagę, że jeszcze w międzyczasie nurkowaliśmy oraz dość sporo jeździliśmy po wyspie - niestety, ale pokonywanie krętych dróg w górach zabiera sporo czasu, tym bardziej, jak trafi się przed nami jakiś lokalny kierowca, któremu bardzo się nie śpieszy i nie da się go przez wiele kilometrów wyprzedzić... Wyspa oferuje też sporo fajnych plaż (Playa de los Cristianos, Playa de las Américas, Playa El Duque), ja pamiętam szczególnie małą plażę el Puertito, parę kilometrów na południe od naszego hotelu Riu Buena Vista (na rondzie przy hotelu w prawo, potem cały czas główną drogą), w której na stałe urzędowały... żółwie. Byliśmy tam dwa razy i dwa razy spotkałem je 30-100 metrów od brzegu, najczęściej na środku zatoczki. Aby je zobaczyć wystarczy zestaw ABC do snurkowania. ![]() Mieszkaniec zatoki el Puertito Miejsce może nie jest specjalnie urokliwe, ale przyjeżdża tutaj też sporo nurków (chociaż oprócz atrakcji, jakiej są żółwie, miejsce do nurkowania raczej słabe). Plaża jest piaskowa i oferuje łagodne zejście do wody (dno w części też piaskowe), chociaż nie wyróżnia się dodatkowo niczym szczególnym. Byliśmy też w stolicy Santa Cruz, ale upał i duży ruch raczej nas nie zachęcił do dłuższego zwiedzania, wolimy raczej kontakt z naturą niż betonem. Zwiedzając wyspę siłą rzeczy zajechaliśmy też do paru innych miast, lecz świadomie o nich nie wspominam, ponieważ ich zwiedzanie nie leżało w naszych planach. W paru miejscowościach byliśmy także w związku z nurkowaniem (np. Tabaiba), ale najczęściej na Teneryfie przez miasta to tylko przemykaliśmy... ![]() Wybrzeże Tabaiby Kiedy opisywałem Gran Canarię nie odpowiedziałem na pytanie, która wyspa mi się bardziej podobała. Po opisie Teneryfy nadszedł w końcu na to czas... Odpowiedź nie jest łatwa, ale uważam, że bardziej do gustu przypadła mi chyba Gran Canaria. Oczywiście moja ocena wynika z moich osobistych spostrzeżeń, pewnych szczegółów, które gdzieś mi szczególnie mocno utkwiły w pamięci, ale chyba przede wszystkim z powodu większej surowości GC, czyli tego, co tak bardzo lubię. Na decyzję na pewno nie wpłynęły hotele, plaże, zabytki czy też jakieś inne atrakcje stworzone przez ludzi, ale to, co wyspa i natura ma do zaoferowania od setek lat. Jest też to "coś", co ciężko zdefiniować, a co nie pozwala zapomnieć i pozostawia w człowieku cień tęsknoty. Oczywiście Teneryfa jest świetna, ale gdyby nie jej ogromny wulkan, to wątpliwości byłyby żadne... No cóż, szkoda, że Teide nie jest na Gran Canarii... :-) |
|