Gran Canaria
Teneryfa
• Księga Gości i komentarze • Strona Główna (c) xaltuton 2013 ![]() |
Teneryfa Nurkowanie ![]() Jak zwykle szukałem bazy z niskami cenami i blisko naszego hotelu - sprzęt mieliśmy własny więc głównie zależało nam tylko na tym, żeby CN dało nam butle, balast i poprowadziło nurkowanie. Znalazłem w sieci parę ofert i wybrałem tą, która wydawała nam sie najciekawsza i oczywiście tania - czyli padło na LoveTeneryfe. ![]() Trumpet fish Nie bez znaczenia był też fakt, że z Tomkiem (szefem) miałem przed wyjazdem bardzo dobry kontakt mailowy, w którym bez problemu uzgodniliśmy parę rzeczy. Prawie wszystkie nurkowania wykonaliśmy w Las Galletas - z miejscowego portu, współpracownik Tomka, Ramon, woził nas RIBem na podbliskie nurkowiska, zazwyczaj nie oddalone dalej niż kilkanaście minut ślizgiem pontonu. Razem z nami nurkował też Tomek i inni turyści, ale ponieważ RIB nie był duży, to tłoku w wodzie nie było. Negatywnie oceniam brak briefingów, oczywiście pytania można było zadawać, ale klasycznych odpraw przed nurkowaniem po prostu nie było. Wszystko wyglądało mniej więcej tak: dzień wcześniej umawialiśmy się z Tomkiem gdzie i o której nurkujemy następnego dnia. Jeśli nurek byłby robiony gdzieś z plaży, to można dość znacznie wpłynąć na miejsce i czas, ale jeśli gdzieś trzeba było dopłynąć RIBem, to codziennie godzina była raczej zbliżona, a RIB wypływał zawsze z Las Galettas z portu Marina del Sur. ![]() W Los Chuchos Do Las Galletas z hotelu mieliśmy kilkanaście kilometrów i przyjeżdżaliśmy własnym samochodem (teoretycznie Tomek mógł nas przywozić własnym busem, ale zawsze mówił, że to mu nie po drodze :-), więc machnęliśmy reką i nie nalegaliśmy...). W miasteczku przy porcie jest darmowy parking wzdłuż publicznej drogi i warto tutaj zaparkować, bo za portowy szlaban nas autem nie wpuszczą. Od tego miejsca trzeba podejść kawałek do końca nabrzeża (200-300 metrów), gdzie cumuje RIB Ramona. Wjeżdża tu Tomek swoim busem i przywozi sprzęt (własny też można u niego zostawiać), a przy pomostach portu szykujemy szpej. Betonowe nabrzeże potrafi być nieźle nagrzane, więc można się porządnie zgrzać... RIB pływa zazwyczaj tuż obok, ale zdarzyło się raz czy dwa, że szpej trzeba było zanieść trochę dalej (nie zawsze Tomek dał radę zaparkować bardzo blisko). Na pomoście jest słodka woda ze szlauchu, więc po nurku sprzęt możemy przepłukać pod ciśnieniem. Problemem (zwłaszcza dla kobiet) może być brak intymnego miejsca na nabrzeżu, gdzie możnaby się przebrać (klarując sprzęt jesteśmy "na patelni"). Co prawda niedaleko są toalety (klucz ma Ramon), ale jak tam byłem, to raczej ich zapach (i zapewne stan higieny) pozostawiał wiele do życzenia... alternatywą jest schowanie się pomiędzy busem a jego otwartymi drzwiami i wysokim murem - i tak właśnie robiliśmy. ![]() Partyzant Co się tyczy samych nurków, to najbliżej okazało się... najciekawiej. Dosłownie 300 czy 400 metrów od portu, w stronę otwartego oceanu, znajduje się miejsce nazwane Los Chuchos - to było chyba nasze najlepsze nurkowanie na Teneryfie. Los Chuchos to przede wszystkim dość agresywny żółw oraz ogromne i oswojone płaszczki. Żółw też jest oswojony i to aż za bardzo, bo atakuje ludzi i trzeba na niego uważać, ponieważ potrafi podpłynąć od tyłu i próbować ugryźć, np. palce (Ramon zalecał zaciskać je w pięści). Miejsce to jest bardzo popularne, bo już z portu widać tam parę zacumowanych łodzi; kiedy zanurzam głowę w wodzie przy dnie widzę też paru nurków, ogromne ławice ryb i potężne płaszczki. Głębokość w tym miejscu to tylko około 15 metrów, więc szybko zbliżamy się do dna i... uwaga, żółw atakuje! - bestia próbuje dobrać się do palca mojej żony, ta na szczęście w ostatniej chwili odwraca głowę, gdzie ręką poprawiała maskę i żółw chybia... To wszystko udaje mi się sfilmować (kadr z filmu obok), chociaż gad wyłonił się nagle jak spod ziemi (a właściwie to chyba dna) i zaatakował bardzo szybko. ![]() Nasz przewodnik Ramon Płaszczki, które są tutaj, też podpływją bardzo blisko do ludzi, ale to wszystko wynika z tego, że ludzie w tym miejscu karmią te zwierzęta i te jak tylko widzą nurka, zaraz się zbliżają. Ramon potrafił wkładać im martwe ryby prosto do pyska, mi zabrakło nieco odwagi, chociaż teraz pewnie bym się już odważył. Żółw nie dawał nam spokoju przez całe nurkowanie i zabawiał się w partyzanckie ataki, chociaż po pewnym czasie znalazłem na niego sposób - jak do mnie podpływał, lewą ręką markowałem ruch, a prawą w tym czasie odpychałem go za skorupę. Nie powinno się dotykać żółwi, ale ten tutaj był do tego przyzwyczajony. ![]() Jedna z wielu małych grot Los Chuchos to nie tylko flora, ale też wrak jakiejś łajby - żeby ją znaleźć, należy wypłynąć ze skał na... podwodną pustynię. Wizura nie pozwala jeszcze z tego miejsca na zobaczenie zatopionej łodzi, więc widzę tylko wodę i bezkresny piasek - płaska, podwodna, na swój sposób groźna "Sahara". Widok mam w oczach do dziś. Po minucie płynięcia w tej surowej okolicy, pojawia się zarys stateczku i chociaż z daleka wygląda jak zabawka, to jednak okazuje sie być kilkunastometrowym wrakiem. W drodze powrotnej żółw znowu sobie o nas przypomina i nie odpuszcza aż do przystanku bezpieczeństwa. ![]() Inne nurkowania nie miały już takich emocji, więc mogliśmy się skupić na podwodnym krajobrazach. Okolice Las Galletas obfitują w ciekawe formacje skalne, pod wodą widzieliśmy zastygłe na piasku jęzory lawy, gdzie widać wyraźnie, jak przemieszczała się kiedyś magma, ciekawie popękane bloki skalne, wielkie głazy na dnie, pionowe skalne uskoki, po prostu dalsze przedłużenie wulkanicznego charakteru wyspy - tylko już w innej scenerii. W okolicy jest też troche małych grot i bardzo wąskich przesmyków, gdzie wpływając widziemy już światło po drugiej stronie. Nurkujemy też na dość sporym wraku, ale niestety nazwy już nie pamiętam - w każdym bądź razie jest za latarnią, bardzo blisko brzegu, o który rozbijały się wściekle fale (dopisek z maja 2016 r. - ten wrak to Condensito). Statek przewoził jakieś worki (cement?), które po katastrofie wysypały się częściowo na dno, więc jest dość ciekawie. Przy wraku były prądy, dalej przy skałach już tak silne, że ciężko było płynąć nawet kraulem. Miejsce warte zanurkowania. Woda miała dokładnie taką samą temperaturę jak na Gran Canarii, za to wizura była ciut lepsza. Jak i na poprzedniej wyspie także tutaj życie morskie w porównaniu z Egiptem jest bardzo ubogie (z wyjątkiem opisanego Los Chuchos), ale nurkowania w tym miejcu mają swój urok i osobiście mi się bardzo podobały. |
|