• Parę słów wstępu

Alpy
 • Dojazd i uwagi
 • Chamonix i okolice

Verdon
 • Kanion i atrakcje

Morze Śródziemne
 • Kempingi

Pireneje
 • Andora
 • Gavarnie
 • Lourdes

 • Parę uwag praktycznych

 • Galeria


• Księga Gości i komentarze
• Strona Główna

(c) xaltuton 2010
MORZE ŚRÓDZIEMNE

Kempingi



      Nad Morze Śródziemne połowa z nas wybierała się z entuzjazmem, druga połowa z obawami przed upałami. Już na samej trasie pojawił się pierwszy kłopot - tankowanie gazu. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że powszechne opinie o dużej ilości stacji gazowych i popularności tegoż paliwa są co najmniej lekko przesadzone (przynajmniej na trasach pozaautostradowych). Znaleźliśmy w końcu taką stację po zasięgnięciu języka w Office de tourisme oraz stacjach nieposiadających gazu, około 60 km od Verdon. Dalej podróżowaliśmy już spokojnie, aż do Perpignon, które miało stanowić naszą bazą noclegowo-wypoczynkową, gdzie chcieliśmy "zaszaleć" i planowaliśmy nocleg w F1. Jakież było nasze rozczarowanie, kiedy okazało się, że znalezienie hotelu jest bardzo trudne. Jeżdżąc wzdłuż długiej ulicy (bardzo zakorkowanej, bo trafiliśmy akurat na godziny szczytu) nie byliśmy w stanie znaleźć obiektu naszych zainteresowań. Sytuację utrudniał nam też brak numeru we wcześniej znalezionym adresie hotelu. Zrezygnowani zdecydowaliśmy się wyjechać z miasta, w kierunku na Barcelonę, do jakiegoś miasteczka ze słowem "morze" w nazwie, licząc, że choć wodę uda nam się zobaczyć po ciężkim dniu podróży. Padło na Argelès sur Mer. Po tej decyzji nasz los zdecydowanie się odmienił, nie dość, że po drodze bez trudnu znaleźliśmy stację Total z LPG, to jeszcze okazało się, że w miasteczku jest mnóstwo kempingów. Jadąc sobie główną drogą w miasteczku, wybraliśmy taki, który ..... ładnie prezentował się z zewnątrz - Le Roussillonnais :-) Kemping Le Roussillonnais

      Na recepcji kempingu Le Roussillonnais dowiedzieliśmy się, że nie ma miejsc.... jednak źle zadaliśmy pytanie. Zamiast o miejsce na kempingu powinniśmy zapytać o nocleg na jedną noc. Okazało się bowiem, że minimalna ilość dni rezerwacyjnych to 7. Gdy recepcjonistka dowiedziała się, że zależy nam jedynie na jednonocnym noclegu i że podróżujemy z Polski w stronę Pirenejów (a sama pochodziła z Gavarnie :-) ), zlitowała się nad zmęczonymi podróżnikami i powiedziała, że ma dwa wolne miejsca kempingowe, przy czym tylko na jedną noc, ponieważ są one później zarezerwowane na dłuższy okres czasu. Wówczas bardzo nam to pasowało, ponieważ nie planowaliśmy zostać dłużej nad morzem, wszak Pireneje na nas czekały...

Plaża Argelès sur Mer.

      Sam kemping prezentował się zdecydowanie nowocześniej niż te w Chamonix, czy Verdon. Był ogromny. Myślę, że zajmował przynajmniej z 10 hektarów i choć oznaczony jako 3-gwiazdkowy, kosztował prawie tyle, co nocleg w Formule 1. Za 2 osoby, namiot i samochód z podatkiem dziennym zapłaciliśmy 24,08 euro. Dostaliśmy kod uprawniający do wjeżdżania i wyjeżdżania przez bramę automatyczną i wybraliśmy miejsce kempingowe, jak najdalej od łazienek (zamykanych ok. 23.00 i tak w ogóle to niegrzeszących czystością). Do dyspozycji gości były miejsca do grilowania, boisko do tenisa i teren do gry w pétanque, plac zabaw dla dzieci, centrum zabaw, gdzie organizowane są dyskoteki i karaoke trwające do północy i zapewne jeszcze dużo innych atrakcji, których nie widzieliśmy. Kemping należy opuścić do 14.00 w dniu wyjazdu, w przeciwnym wypadku naliczona zostaje opłata za następną dobę. Nazwa kempingu doskonale oddaje jego naturę, Le Roussillonnais - les pieds dans l'eau (stopy w wodzie) - gdy wyszliśmy przez bramki ogrodzenia, naszym oczom ukazały się od razu wielki błękit oraz plaża, ni to piaszczysta, ni żwirkowa - po prostu prawie doskonała. To właśnie ta piaszczysto-żwirkowa plaża jest moim zdaniem największą atrakcją Argelès sur Mer. Temperatura wody była idealna do kąpieli (pewnie pomyśleliście, że nic dziwnego, przecież byliśmy nad Morzem Śródziemnym, ale różnie z tym bywa), zaś zejście do wody obniżało się w sposób umiarkowany (dno usiane jest małymi, niewapiennymi kamieniami, idealnymi do akwarium, więc jest to idealne miejsce również dla akwarystów... ). Niestety bagażnik samochodu mieliśmy już wypchany i nie było miejsca na żwir... :-) Sama plaża jest dość szeroka, daleko w tle widać masyw des Albères wiec miejscówka jest naprawdę niezła. Jeśli tylko ktoś przejeżdza w okolicy (np. tak jak my pokonując trasę z kanionu Verdon w Pireneje) to warto tam zajechać.
      Jeśli zaś chodzi o miasteczko Argelès sur Mer, to w nocy tętni wprost życiem. Nie wiedzieliśmy o tym. Planowaliśmy tylko nocny spacer plażą, ale kiedy dostrzegliśmy światła i usłyszeliśmy muzykę, zmieniliśmy kierunek - od kempingu jest bardzo blisko. Przy plażowym deptaku zorganizowano występ lokalnego zespołu pieśni i tańca (nie kojarzcie tego z naszym polskim Mazowszem, to było coś w zupełnie innym klimacie), obok znajdowało się bardzo głośne i kolorowo rozświetlone wesołe miasteczko - naprawdę fajne i przenoszące w inny świat. Sam deptak cieszył się ogromną popularnością pomimo późnej pory - setki ludzi kupujących, jedzących, spacerujących... duży, wręcz ogromny ruch.

Okolice Agole.

      W drodze powrotnej, już z Pirenejów, zdecydowaliśmy się zajechać jeszcze raz na chwilę nad ciepłe morze. Skierowaliśmy się w stronę Saint Pierre la Mer - niestety wszystkie kempingi były tam zajęte i nie udało nam się znaleźć miejsca. Skierowaliśmy się w stronę Gruissan i znaleźliśmy dwugwiazdkowy kemping Côte des Roses. Niestety okazało się, że bardzo tam śmierdziało. Początkowo myśleliśmy, że to łazienki, jednak okazało się, że nie. Niedaleko była jakaś ferma. Skierowaliśmy się więc w dalszą drogę, w kierunku Les Cabanes de Fleury, gdzie znaleźliśmy kemping Rive d'Aude. Niestety było to tylko trochę lepsze miejsce niż poprzednie, jednak nie mieliśmy innego wyjścia - była prawie 20.00, a po 20.00 obługa kempingów już nie pracuje, więc mieliśmy w perspektywie nocleg w samochodzie. Mimo, że kemping ten był zdecydowanie najdroższy (26,60 euro za 2 osoby, samochód i namiot - ponieważ w tym przypadku nie przewidziano w cenniku osób niekorzystających z elektryczności) zdecydowaliśmy się na nocleg. W nocy zorientowaliśmy się też dlaczego w logo kemping ten ma żaglówki - wieje tam bardzo, bardzo mocno. W ten sposób wyjaśniła się zagadna przywiązywanych do drzew namiotów. Następnego dnia rano postanowiliśmy chociaż wykąpać się w morzu - i tu kolejne rozczarowania. Plaża nie powalała niestety (w ogóle wszystkie plaże na zachód od Bèziers były nijakie) i cały czas mocno wiało. Tak bardzo, że aż zniechęcało to do jakichkolwiek kąpieli. Wyjechaliśmy z kempingu w poszukiwaniu ładnej plaży, by choć jeszcze po raz ostatni wejść do wody. Znaleźliśmy taką w okolicy miasteczka Agole. Pełno ludzi, żółty piasek i... pustki w wodzie. Przyczyna? Lodowata woda. Ludzie wchodzili maksymalnie do kolan i za chwilę wychodzili. Mnie udało się zanurzyć całemu, ale po 2 minutach pływania miałem już dosyć. Dziwnie to wyglądało... upał, setki ludzi na brzegu i tylko dwie osoby pływają. Taka oto woda była w Morzu Śródziemnym w szczycie sezonu...

Wróć Dalej